„Po tych wszystkich Majach, Inkach, Aztekach pozostały jakieś kamienie, po nas zostaną co najwyżej trociny, z trocin powstaliśmy i w trociny naszych trumien się obrócimy”
Są książki, w których
zaznaczam ołówkiem dobre fragmenty, do których chciałabym wrócić. Są takie, o
których myślę cały dzień w pracy, że jak tylko wrócę, zjem obiad, wyprowadzę
psa, usiądę w fotelu i będę czytać.
Zaznaczanie fragmentów
w Trocinach mija się z celem, gdyż
mielibyśmy więcej fragmentów podkreślonych niż nie. Nie jest to jednak książka
do której tęsknimy. Z jednej strony wcale nie mamy ochoty jej wziąć do ręki.
Powoduje jakąś niechęć (nie tyle do samej siebie, ile do otaczającego nas świata,
bo ten jest bardzo bliski temu z kart książki). Jest momentami nużąca i bardzo
gęsta. Z drugiej strony, gdy już czytamy, mamy poczucie, że to jest dobre,
prawdziwe, polskie, nasze i bliskie.
Podobno Polacy
uwielbiają narzekać. Na pogodę, zdrowie, krzywe chodniki, PKP, żonę, męża, byłą
żonę i byłego męża. Niekończąca się litania. 50-letni Piotr Augustyn,
komiwojażer, warszawiak z pierwszego pokolenia nieustannie sączy jad. Jego żółć
wylewa się powoli, ale systematycznie przez 367 stron. Bohater, w swoim
miarowym jak stukot pociągu monologu, krytykuje wszystko i wszystkich. Jest
dogłębnie rozczarowany, przede wszystkim samym sobą, choć o tym nie wspomina. Może
dlatego lepiej byłoby nazywać go Antybohaterem. Nieustannie uwięziony. W wagonie
pociągu InterCity, w swoim pustym mieszkaniu, relacjach z rodzicami czy braku
relacji z byłą żoną (obecną żoną kogoś innego). Zawieszony pomiędzy wsią, z
której pochodzi i której nienawidzi, a miastem, w którym czuje się nadal
wieśniakiem. Przegląda się w ludzkich twarzach, twarzach ludzi zbędnych. Opisując
otaczającą go rzeczywistość rysuje swój własny portret.
„W Polsce jest trzysta czternaście powiatów, około dziewięciuset miast, w większości średnich albo małych, kiedy spoglądam na mapę Europy, to wyraźnie widzę, że Polska wyróżnia się na tle innych krajów niezwykłą mnogością średniej wielkości miast, walczących o prymat najśredniejszego miasta spośród średnich miast Europy, ten kraj zbudowano na średniości i w tej średniości jego siła i duma. Nieprawda, że ten kraj czasami bywa wielki, a czasami mały, on jest nieustająco średni, nawet w swoich największych porywach i najgłębszych upadkach, wszystkie klęski i zwycięstwa tego narodu w porównaniu z historią innych państw i narodów są co najwyżej solidnie średnie, są to zwycięstwa i klęski powiatowe.”
Nasz bohater też jest
najśredniejszy z średnich. Tak skupiony na ocenianiu i krytykowaniu innych, że
nie potrafi czerpać radości z własnego życia. Nie ma celu, do niczego nie dąży.
Pozytywny stosunek ma tylko do muzyki dawnej, jedynie ona go uspokaja a może
nawet wzrusza. A już na pewno – w jego mniemaniu - czyni lepszym od innych.
Niemniej jednak wcale nie pozwala mu zrozumieć najbliższych mu osób, wczuć się
w ich problemy i pragnienia. Nie lubimy go, choć wielokrotnie wypowiada nasze
własne myśli i frustracje.
(...) "zostaniemy przysypani tonami trocin, które na pozór lekkie, gdy weźmie się ich garść do ręki, są w swojej masie zabójcze, człowiek przysypany trocinami dusi się i nie może wydostać, i w tej lawinie trocin zdycha."
Piotr Augustyn hebluje swoje życie, z którego i tak
zostaną tylko trociny.